0006

O trwałości pokrywy śnieżnej

 

Czynniki
Istnieją dwie podstawowe grupy czynników, które mają decydujący wpływ na długość zalegania i trwałość pokrywy śnieżnej. Pierwsza z nich, to ukształtowanie i rzeźba powierzchni stoków oraz rodzaj pokrycia terenu roślinnością. W tej grupie czynników największe znaczenie mają: wysokość, czyli wyniesienie terenu nad poziom morza oraz wystawa i ukształtowanie stoków. Druga grupa, to czynniki klimatyczne, do których zaliczamy: wielkość i intensywność opadu śnieżnego lub deszczu, temperaturę i wilgotność powietrza, kierunek i siłę wiatrów oraz nasłonecznienie. Przyjmuje się, że wraz z wysokością temperatura powietrza spada średnio o ok. 0, 55° C na każde 100 m przewyższenia (0,3° C zimą i 0,6° C wiosną), dlatego pokrywa śnieżna w otoczeniu najwyższych szczytów tatrzańskich może zalegać nawet do ok. 250 dni w roku, a w najwyższych piętrach dolin od 150-200 dni.

Śnieg w czerwcu…
Doskonałym przykładem, obrazującym wpływ rzeźby terenu na trwałość pokrywy śnieżnej, jest otoczenie Morskiego Oka. Możliwość uprawiania narciarstwa wysokogórskiego istnieje w tym rejonie do końca maja, choć częste są sezony wiosenne, umożliwiające narciarskie zjazdy jeszcze w czerwcu. 1 czerwca 2004 roku warunki narciarskie były w tym rejonie tak dobre, że zjazdy z Wrót Chałubińskiego, Galerii Cubryńskiej i Szpiglasowej Przełęczy kończyły się nad taflą Morskiego Oka, do którego zejście z nartami na ramieniu zajmowało tylko 20 minut marszu. Tego dnia tylko spore nawisy na grani i duże ilości świeżego śniegu odstraszały od zjazdu narciarskiego z kopuły szczytowej Rysów.

…a nawet w lipcu
Doskonałe warunki narciarskie, trwające nierzadko do końca maja, zapewniają także stoki opadające do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Podczas jednej z wycieczek – było to 15 maja – zjazd rozpoczęty na wierzchołku Koziego Wierchu, poprzez zamarznięty Wielki Staw, Litworowy Żleb, zakończył się blisko wylotu Doliny Roztoki, obok Wodogrzmotów Mickiewicza. Świetne możliwości zjazdów panują także, często do pełnego lata, w Wielkiej Zmarzłej Dolinie w Tatrach Słowackich. Niejednokrotnie jeszcze w połowie lipca możliwe są doskonałe zjazdy narciarskie z Baraniej Przełęczy (2384 m n.p.m) do niższych pięter doliny. A przecież takich miejsc, nadających się do uprawiania wiosennego narciarstwa, jest w Słowackich Tatrach Wysokich, znacznie rozleglejszych od Polskich, dużo więcej. Doskonałe także pod tym względem są górne piętra Doliny Rohackiej wraz z jej bocznymi odgałęziami oraz Doliny Smutna i Spalona w Tatrach Zachodnich, gdzie często do końca maja utrzymują się dobre warunki narciarskie, a bywają i lata, że śnieg leży tam jeszcze w początkach czerwca.

{gallery}2015/trwaloscpokrywysnieznej/g1{/gallery}

Beskidzkie śniegi
Specyficzne formy ukształtowania powierzchni mają niebagatelny wpływ na stopniowe kumulowanie, a następnie powolne wytapianie pokładu śniegu. Zjawisko to doskonale zaobserwować można w masywie Babiej Góry (1725 m n.p.m.). Wielką rolę odgrywają dodatkowo porywiste wiatry, zwiewające śnieg w skalne rowy, nisze i rozpadliny, w efekcie czego, grubość pokrywy śnieżnej w tych formacjach sięga często 10 metrów. Miejscem takim jest Zimna Dolinka między Kępą (1525 m n.p.m.), a Gówniakiem (1617 m n.p.m.) w głównej babiogórskiej grani, a także wyraźna nisza podszczytowa otaczająca ruiny niemieckiego schroniska Beskidenverein obok źródła Głodna Woda. Pomimo południowej wystawy, biała plama śniegu jest doskonale widoczna nawet do wczesnego lata, jeśli spojrzeć na Babią Górę od strony Orawy lub Podhala. Bliźniacze pod tym względem jest sąsiednie Pilsko (1557 m n.p.m.), rozpoznawalne po białym, śnieżnym płacie wypełniającym przestronne wklęśnięcie na wschodnim, podszczytowym skłonie góry do późnej wiosny, mimo że północne, zacienione i urwiste stoki są już od dawna pozbawione śniegu.

Niebagatelne znaczenie dla trwałości pokrywy śnieżnej mają zwarte połacie lasów, które są zaporą dla ciepłych promieni wiosennego słońca oraz, co szczególnie ważne, spowalniają i zatrzymują masy ciepłego powietrza niesione przez mocne, porywiste wiatry, które w dużej mierze odpowiadają za szybkie topnienie śniegu. Zwarte korony górnoreglowych lasów świerkowych zmniejszają także penetracje warstwy śnieżnej przez ciepłe, kwietniowe i majowe deszcze, topiące i spłukujące śniegi często w ciągu 2 – 3 dni. Z tego powodu, w podszczytowych borach świerkowych Baraniej Góry (1220 m n.p.m.) maksymalny okres zalegania śniegu – na podstawie badań z ostatnich kilkudziesięciu lat – wyniósł 187 dni, a jego maksymalna grubość sięgała 295 cm. Nieco wyższy gorczański Turbacz (1310 m n.p.m.) zatrzymuje śniegi w swoich lasach nierzadko przez 240 dni w roku i jeszcze w czerwcu można zobaczyć jego spore płaty. Prawidłowość tę zaobserwować można na bardzo wielu zalesionych, wysokich grzbietach górskich w Beskidzie Śląskim, Żywieckim, Gorcach, Beskidzie Sądeckim i w Bieszczadach.

Różnice klimatyczne
Powszechnym zjawiskiem klimatycznym w sąsiedztwie niskich przełęczy w głównym grzbiecie karpackim są silne prądy powietrzne. Oprócz tego, że przynoszą szybkie zmiany temperatury, ciśnienia i wilgotności powietrza odpowiadają także za intensywne opady. Widać to doskonale w sezonie zimowym w sąsiedztwie przełęczy zwardońskich. Liczba dni z opadem śnieżnym wynosi dla tej części Beskidu Śląskiego i Żywieckiego ok. 70, a zaleganie pokrywy śnieżnej w Zwardoniu i Rycerce trwa ok. 120 dni w roku. Doskonałe warunki śniegowe zadecydowały o powstaniu ośrodka narciarskiego w tej części Karpat już w okresie międzywojennym, a jego sława była tak duża, że w sezonie zimowym, w czasie weekendów do Zwardonia docierały „narciarskie pociągi” z Warszawy.

Trudno nie docenić wpływu rzeźby terenu na stabilność i długość zalegania pokrywy śnieżnej, ale pierwszoplanowe znaczenie w tej materii posiadają czynniki klimatyczne. To w końcu wielkość opadu tworzy pokład śniegu. O jego strukturze, grubości, gęstości, twardości i wilgotności, decydują głównie takie parametry klimatu jak: temperatura powietrza i jego wilgotność, siła i kierunek wiejących wiatrów oraz nasłonecznienie. Jeżeli wysokość stoków i rzeźbę powierzchni środowiska górskiego oraz rodzaj pokrycia zboczy możemy uznać za czynniki podlegające niewielkim zmianom (pomijając rozległe wylesienia), to już próba przewidywania długości i surowości nadchodzącej zimy na podstawie dotychczasowej obserwacji zachowań klimatu jest bardzo trudna. Na dobrą sprawę wszystko już było! Zimy długie i krótkie, niezwykle mroźne i ciepłe. Zdarzały się weekendy pierwszomajowe z lekkim mrozem i puszystymi śniegami, dzięki którym uruchamiano wyciągi w masywie Skrzycznego. Innym razem – ku rozpaczy narciarzy – śnieg nie padał tygodniami w środku sezonu, od listopada do kwietnia ani razu warunki śniegowe nie pozwalały na zjazd z Klimczoka (1117 m n.p.m.) i Szyndzielni (1024 m n.p.m.) do dolnej stacji kolei gondolowej w Bielsku-Białej. Były takie sezony, w których panowały krańcowo odmienne warunki śniegowe w poszczególnych grupach górskich. Choćby podczas zimy 2005 –  katastrofalne opady śniegu wystąpiły w Beskidzie Śląskim i Żywieckim (220 cm na Klimczoku, 180 cm na Pilsku, 170 cm na Babiej Górze), a w tym samym czasie pokrywa śnieżna w Bieszczadach wynosiła tylko 10 – 40 cm. Bieszczady są zresztą górami specyficznymi. Obdarzone ostrym, kontynentalnym klimatem, posiadają często gorsze warunki śniegowe w stosunku do innych masywów górskich. Pokazuje to zaobserwowana średnia liczba dni z pokrywą powyżej 10 cm dla Ustrzyk Górnych, np. dla grudnia wynosi 15 dni (sic! pół miesiąca), dla stycznia– 22 dni, dla lutego – 25 dni. Należy jednak pamiętać, że powyższe dane nie są regułą, a pewną średnią kilkuletnią i nie należy ich uważać za pewnik. Dowodem tego są dwie narciarskie wyprawy odbyte w najwyższe partie Bieszczadów w ciągu kilku ostatnich lat. Siarczyste styczniowe i lutowe mrozy, jakie nas dopadły, oraz wędrówka i zjazdy w półtorametrowym śniegu były normą!

Zimowe perypetie dawnych narciarzy
Powolny spadek temperatury w październiku i listopadzie ma wpływ na utrwalanie się pokrywy śnieżnej. Często okres ten przypada na połowę listopada (doliny), a dla grzbietów i szczytów górskich zazwyczaj zaczyna się miesiąc wcześniej. Niemal regułą jest, że po pierwszym ataku zimy następują roztopy i dopiero następny opad daje zaczątek trwałej pokrywy. Niestety, śnieżny i mroźny początek zimy w listopadzie nie daje gwarancji udanego sezonu narciarskiego. Gwałtowne ocieplenia w grudniu, styczniu lub lutym wcale nie były rzadkie w ciągu kilkunastu ostatnich zim. Sezon narciarski 2003/2004 rozpoczął się w Beskidach piękną, śnieżną zimą w listopadzie i załamał katastrofalną odwilżą w styczniu, kiedy temperatura w dolinach sięgała + 17°C i, pomimo późniejszych opadów śniegu, warunki narciarskie nie były już tak dobre, jak na początku sezonu. Od takich anomalii pogodowych nie są wolne także znacznie wyższe od Beskidów masywy górskie. Co raz – czasem do późnej zimy – narciarze z niecierpliwością czekają aż śnieg przykryje kosówkę, by wyciągi mogły zacząć pracę. Często też, ze względu na mizerną ilość pokrywy śnieżnej, jeżdżą po twardych, zlodowaciałych i wytartych do ziemi stokach, nie mogąc doczekać się solidnych opadów. Jednak nie lepiej było i sto lat temu. Stanisław Zieliński w swojej doskonałej książce „W stronę Pysznej” wspomina zimowe perypetie pierwszych tatrzańskich narciarzy. Były takie zimy – opowiada, kiedy w lutym świeża trawa zieleniła się na Gubałówce. Kiedy indziej zdarzył się taki marzec, że zdesperowani narciarze ze sprzętem na plecach drapali się aż pod Zawrat, by poszusować na skromnych płatach śniegu między łysinami suchych traw i kamieni. Z drugiej strony, zdarzały się też wczesne zimy, jak choćby w 1911 roku. Opad śniegu był tak duży – podają kroniki krakowskiego AZS, że niejaki inż. Borkowski jesienią pokonał narciarsko całą grań Czerwonych Wierchów, zjeżdżając do Tomanowej. Innym razem, pod koniec września, narciarze szusowali na dwumetrowych śniegach w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, ciesząc się widokiem letnich, błękitnych jezior. Zaś w lutym 1939 roku, podczas zawodów FIS w Zakopanem, ulewny deszcz spłukał śnieg ze skoczni i tras narciarskich tak, że trzeba go było pracowicie donosić w koszach.
Przypadki te doskonale obrazują zmienność klimatu Polski, a współczesne perypetie pogodowe nie są niczym nowym. Każdy, kto zakosztował letniego narciarstwa wie, że frajda ta okupiona jest, niestety, dużym wysiłkiem. Po długim majowym weekendzie przestają pracować kolejne wyciągi narciarskie, a entuzjaści letnich zjazdów muszą dobrnąć do krainy śniegów piechotą, taszcząc sprzęt na plecach.

{gallery}2015/trwaloscpokrywysnieznej/g2{/gallery}

Wspomnienia z majowych szusów
Kilka lat temu, była taka późnomajowa sobota, gdyśmy we trzech, popołudniem doszli umęczeni na polanę Krowiarki pod Babią Górą. Pogoda była piękna, żar lał się z nieba, na przełęczy tłoczyły się tabuny ludzi zwabionych w góry czystym niebem i słońcem. Siedzieliśmy na łące, obok bezładnie leżały narty i plecaki. Po krótkiej chwili podeszła do nas starsza kobieta i z ciekawością spojrzała na narty. Uśmiechnęła się, ciągle patrzyła na nas to znowu na sprzęt, ważyła pytanie, wreszcie odezwała się.
– Był śnieg?
– Był – odpowiedział któryś z nas
– W kotle nad ruinami? – pytała z ciekawością.
– Tak, zna pani to miejsce?
Zbyła nas milczeniem, ale uśmiechnęła się jeszcze bardziej. Spojrzeliśmy na nią. Widać było, jak odżywają jej wspomnienia, jak myśli o czymś intensywnie i jak bezsensowne musiało być dla niej nasze pytanie.
– A starczyło tego śniegu choć na pięć dobrych, szybkich skrętów? – odezwała się z cichą nadzieją w głosie.
– Wie pani, że starczyło. Nawet z osiem dało się nieźle wykosić – odpowiedział któryś. Przyglądała się naszym zmęczonym twarzom, przemoczonym, brudnym spodniom, rozdeptanym i zabłoconym butom, rozrzuconym nartom z resztkami topniejącego śniegu.
– Warto było! Powiedziała to cicho, z wyraźnie wyczuwalną zazdrością w głosie, ale czy mówiła to do nas, czy do własnych wspomnień, tego już nie wiemy.

Tekst: Piotr Jasinski / sportowystyl.com.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *